Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi tranquilo z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 35143.79 kilometrów w tym 1063.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.37 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 49245 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tranquilo.bikestats.pl
  • DST 15.26km
  • Czas 00:50
  • VAVG 18.31km/h
  • Sprzęt Cudak
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do myjni i z powrotem

Poniedziałek, 10 stycznia 2011 · dodano: 10.01.2011 | Komentarze 3

Krótka wyprawa do myjni by pozbyć się brudu a przede wszystkim soli.

Soli jak w Wieliczce © tranquilo


Kategoria Po mieście


  • DST 30.90km
  • Czas 01:45
  • VAVG 17.66km/h
  • Sprzęt Cudak
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do i z pracy: Dzień 4

Niedziela, 9 stycznia 2011 · dodano: 09.01.2011 | Komentarze 0

Rano znowu ślizgawica...
1 wywrotka = przetarte spodnie:/


Kategoria Praca, Po mieście


  • DST 31.70km
  • Czas 01:57
  • VAVG 16.26km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Sprzęt Cudak
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do i z pracy: Dzień 3 - Rewia na lodzie

Piątek, 7 stycznia 2011 · dodano: 07.01.2011 | Komentarze 0

Gdy rano, o piątej, wyjrzałem przez okno, zapowiadał się całkiem udany dzień. Niestety...
Zaraz po wyjściu z domu, zanim jeszcze wsiadłem na rower, mało co nie wywinąłem kozła. Lód jak jasna cholera a może nawet bardziej. Dopóki trzymałem się głównych ulic, jako tako dało się jechać. Niestety, już na Krakowskim Przedmieściu, matka ziemia wysłała mi pierwsze wezwanie. Później już do samego mostu Siekierkowskiego było raczej znośnie. Za to po drugiej stronie Wisły, istne lodowisko. Niedługo po zjechaniu z mostu zaliczyłem drugie spotkanie z ziemią. Kolejne 20m musiałem pokonać niemalże na czworakach, ciągnąć za sobą rower. O wstaniu nawet nie miałem co marzyć, gdyż nogi momentalnie uciekały na boki. Ogólnie wzdłuż Wału Miedzeszyńskiego była jedna wielka szklanka. Rezultat tego był taki, że z trasą, którą w optymalnych warunkach pokonuję w 45 min, męczyłem się godzinę z lekką górką.
Szczęśliwie powrót odbył się już bez większych niespodzianek i cało, choć nieco poobijany po rannych atrakcjach, wróciłem do domu.


Kategoria Praca, Po mieście


  • DST 31.20km
  • Czas 01:55
  • VAVG 16.28km/h
  • Temperatura -9.0°C
  • Sprzęt Cudak
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do i z pracy: Dzień 2 - Zimowa jazda do pracy

Środa, 5 stycznia 2011 · dodano: 06.01.2011 | Komentarze 0

Mimo, że mieszkam w centrum, do pracy jeżdżę komfortowo, bez większego towarzystwa samochodów. 3/4 trasy pokonuje po czarnym asfalcie. Resztę po nieodśnieżonych drogach. Powietrze o 5 rano pobudza.


Kategoria Praca, Po mieście


  • DST 31.70km
  • Czas 01:50
  • VAVG 17.29km/h
  • Sprzęt Cudak
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do i z pracy: Dzień 1 - Zimowa jazda do pracy

Wtorek, 4 stycznia 2011 · dodano: 06.01.2011 | Komentarze 0

Korzystając z wejścia w nowy rok postanowiłem zacząć podliczać dni przepedałowane do pracy.
Pierwsze wyjście na rower po Nowym Roku. Trochę mroźno, trochę śniegu. Momentami jadę prawie po samym lodzie.


Kategoria Praca, Po mieście


  • DST 7.00km
  • Sprzęt Rubble
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 15: Powrót

Piątek, 30 lipca 2010 · dodano: 06.01.2011 | Komentarze 2

Wstajemy o piątej i jedziemy na pociąg. Spotykamy się z małą ciekawostką. Jako, że miasto jest wciśnięte w zbocze, był spory problem z wkomponowaniem w nie torów kolejowych. Z problemem poradzono sobie tak, że główną ulicą miasta biegną tory dla pociągów towarowych. Właśnie rano miałem okazję zobaczyć taki pociąg jadący ulicą, a zaraz na pasie obok jechał sobie najzwyczajniej w świecie autobus.
Wsiadamy do pociągu i po kilku godzinach jesteśmy w Zagrzebiu. Za przewóz rowerów na tym odcinku zapłaciliśmy niewiele mniej niż za same bilety. W Zagrzebiu spędziliśmy pięć godzin po czym wsiedliśmy w pociąg do Wiednia. Jako, że na trasach międzynarodowych zabroniony jest przewożenie rowerów (chyba że jest wydzielony specjalny wagon) musieliśmy je rozkręcić i zapakować w folię, żeby udawały zwykły bagaż. Konduktor kazał nam je tylko umieścić tak by nie zajmowały przejścia. Poza tym nie robił żadnych problemów. W pociągu poznaliśmy pewnego Fina mieszkającego w Polsce. Okazało się, że przez całe wakacje jeździł po Bałkanach. Wymieniliśmy się wspomnieniami z naszych wypraw – a pokazał nam takie niesamowite zdjęcia z Bośni i Czarnogóry, że trzeba rozważyć kiedyś i te kraje. Aktualnie miał bilet do Wiednia a dalej i nie wiedział jeszcze gdzie dalej chce jechać. Namówiliśmy go więc, żeby pojechał z nami do Warszawy. W Wiedniu byliśmy około 22. Mieliśmy około 10 min na przesiadkę na pociąg do Warszawy więc było trochę nerwowo ( a było kila peronów do przejścia). Na peronie spotkaliśmy innego polaka rowerzystę. Gdy nadjechał pociąg okazało się, że jest niesłychanie załadowany. Miejsc siedzących nie było już przed Wiedniem a i korytarze były zawalone ludźmi. Jakimś cudem udało nam się załadować z trzema rowerami (częściowo do ubikacji). Zaraz jednak przyleciał konduktor i wyrzucił nas z całym majdanem powrotem na peron. Nic go nie obchodziły nasze bilety. Jak tylko sobie poszedł z powrotem załadowaliśmy się do środka. Tym razem wbiliśmy się w korytarze (żeby ciężej było nas z stamtąd wyciągnąć) co było trudne bo pełne były ludzi. Zaraz znowu z mordą przyleciał do nas konduktor, że mamy spadać. Na to my, że mamy bilety (z miejscówkami) i nigdzie nie idziemy. Po kilku minutach dyskusji zgodził się żebyśmy zostali pod warunkiem, że zabierzemy rowery do przedziału. Na to szans nie było bo wszystkie półki było już dawno zajęte. Po kolejnych dyskusjach przyszła kierowniczka pociągu, która również próbowała nas wyrzucić. Ostatecznie powiedział, że możemy zostać pod warunkiem, że wykupimy na każdy rower z osobna miejscówkę za 5 euro. Nie zgodziliśmy się, bo w końcu już mieliśmy wykupione bilety z miejscówkami i na bagaż nie będziemy dokupować kolejnych, poza tym i tak nie mieliśmy pieniędzy. Na szczęście nasz znajomy Fin postanowił za nas zapłacić i pociąg mógł wreszcie ruszyć. Rowery zostawiliśmy powiązane w przejściu a sami poszliśmy spać do przedziału, licząc na to, że jak się obudzimy ciągle tam będą. Do Warszawy dojechaliśmy o 7 rano. Cały nasz powrót trwał w sumie 26 godzin. Trochę szkoda nam było, że to już koniec. Ale w końcu za rok też są wakacje…

Rower w pociągu © tranquilo


Największym nieszczęście spotkało nas w warszawie. Okazało się że z naszego aparatu wyparowała większość zdjęć z pierwszego tygodnia. Nie pomogło nawet odzyskiwanie danych.
Samą relację miałem napisać po powrocie. Ale jakoś tak wyszło, że dopiero teraz się za nią zabrało. Skutek jest taki, że nie wszystko już tak dobrze pamiętałem.




  • DST 42.00km
  • Teren 2.00km
  • Sprzęt Rubble
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 14: Malinska - Rijeka

Czwartek, 29 lipca 2010 · dodano: 06.01.2011 | Komentarze 0

Ostatni raz na rowerach. Jedziemy do Rijeki. Zachmurzyło się trochę i od czasu do czasu popaduje. Zostawiamy rzeczy w hotelu i idziemy na zwiedzanie. Miasto nie zrobiło na nas dużego wrażenia. To co się najbardziej rzuca w oczy to wszechobecne grafitt. Praktycznie każda ściana jest pomazana (bynajmniej niczym specjalnym, same gryzmoły).


Graffiti w Rijece © tranquilo




  • DST 37.00km
  • Teren 3.00km
  • Sprzęt Rubble
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 13: Baśka - Malinska

Środa, 28 lipca 2010 · dodano: 06.01.2011 | Komentarze 0

Nie był to oczywiście koniec. Mieliśmy jeszcze dwa dni w zapasie. Następnego dnia obudziły mnie, przechodzące nade mną czyjeś genitalia. Jako, że szlak wychodzi z kempingu dla naturystów, to 3/4 turystów na nim ubranych jest jedynie w buty. Podeszły do nas nawet dwie miłe angielskie babcie (oczywiście w stroju Ewy) i pogratulowały tego że udało nam się tu dostać z rowerami. Do wczesnego popołudnia „wczasowaliśmy się”. Obok nas było świetne miejsce do poskakania sobie do wody. 8 metrów to jednak coś, w porównaniu z naszymi rodzimymi, metrowymi pomostami nad jeziorami. Na drugi nocleg przenieśliśmy się na przeciwno stronę wyspy, w pobliże Malinska. Miejsce było niewspółmiernie gorsze. Ot kawałek płaskiego, mniej skalistego nad wodą. Widok też już mniej ciekawy. Kiedy zaczęło się już ściemniać z nabrzeżnych zarośli wyszedł na nas młody chłopak. Jak się okazało był to 15-letni Słowak, który przyjechał tu na zgrupowanie piłkarek ręcznych z Michalovic, trenowanych przez jego babcię (chłopak to dopiero ma szczęście:).

Ciało na tle baśki © tranquilo


Droga przez Baśkę © tranquilo

Wieczorny posiłek nad adriatykiem © tranquilo




  • DST 54.00km
  • Teren 1.00km
  • Sprzęt Rubble
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 12: Kraljevica - Baśka

Wtorek, 27 lipca 2010 · dodano: 06.01.2011 | Komentarze 0

Rano szybko ruszamy w drogę na Krk. Na wyspie jest w zasadzie jedna tylko droga po której odbywa się cały ruch. Pobocze praktycznie żadne. Przyjemność z jazdy znikoma. Na szczęście w połowie wyspy pojawia się ścieżka rowerowa, którą dojeżdżamy do największej miejscowości na wyspie, też Krk. Robimy zakupy w miejscowym Kozumie i udajemy się w stronę Baśki. Pogoda dopisuje, widoki ładne, więc podjazdy(na tej wyspie nie występuje coś takiego jak „płaskie”) są jakby milsze niż dnia poprzedniego. Baśka to dość popularna miejscowość turystyczna, tłumy niesłychane. Niespecjalnie mamy pomysł na nocleg, więc jedziemy na żywioł do końca drogi. Droga kończy się na Kempingu. Oczywiście jakże by mogło być inaczej, jest to kemping dla naturystów. Drogi dalej nie ma już żadnej. Z jednej strony morze z drugiej góra. Na szczęście zagadała do nas pewne kobieta i powiedziała, że jeżeli szukamy darmowego noclegu to za kempingiem jest ścieżka wzdłuż morza lecz nie za bardzo widzi jakbyśmy mieli tam się dostać z rowerami. Ale dla chcącego nic trudnego, rozjuczyliśmy rowery i na trzy razy przenieśliśmy je po wyciosanej w ścianie ścieżce. Tej nocy rozbiliśmy się na półce skalnej, z której rozpościerał się boski widok na całą zatokę.
Dotarliśmy na miejsce. Co prawda tematem przewodnim wyprawy była Rijeka ale uznaliśmy, że ta półka na której się znaleźliśmy będzie ukoronowaniem naszej wyprawy. Było wino, piwko i owoce oraz snucie planów na kolejne wyprawy.

Rowerowa przeprawa © tranquilo

Camping na dziko © tranquilo

Widok o poranku © tranquilo


Most na wyspę Krk © tranquilo




  • DST 110.00km
  • Sprzęt Rubble
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 11: Vukova Gorica - kraljevica

Poniedziałek, 26 lipca 2010 · dodano: 06.01.2011 | Komentarze 0

Nocleg wypadł nam na niecałych 300m. Cały dzień spędzamy na mozolnym wspinaniu się pod górę. Zjazdów jak na lekarstwo. Kolejne znaki ostrzegające o 8% nachyleniu przestają już robić na nas wrażenie. Przed Delnicami śmigamy obok dwóch Chorwatów. Śmigamy – czyli my jedziemy 11Km/h , oni 10 Km/h. W trakcie tego śmigania, dowiedzieliśmy się, ze podobnie jak my jadą na wyspę Krk. Niestety nie spotkaliśmy się już później. Za miastem zjeżdżamy z głównej drogi i kierujemy się w stronę Fuzin. Momentami jedziemy po drodze o nachyleniu między 8% a 12%. Czasami prowadzimy bo jazda po takiej stromiźnie nie ma większego sensu. Wreszcie po 90 Km wspinaczki widać morze. Jesteśmy na 911 m (wg. GPS-u suma podjazdów tego dnia to 2500m). Widać spory kawałek Istrii, wyspę Krk, Rijekę i… Rafinerię (czy coś w tym stylu). Przed nami blisko godzinny zjazd w dół w stronę morza. Postanawiamy spać jeszcze tego dnia na kontynencie. Lądujemy na kempingu „Ostry” w Kraljevicy. Ostry to on był nie tylko nazwy. Ostre były też ceny, podłoże a przede wszystkim ostry przeżyłem szok na widok ludzi tam mieszkających. Dosłownie mieszkających. Pierwszy raz byłem na takim kampingu i był to dla mnie szok. Przy co drugim kamperze, namiocie, wystawiona jest lodówka czasem nawet pralka, TV satelitarna to standard. Niektórzy mieli nawet stoły z wbudowanym zlewozmywakiem. Tłum niesamowity. Na kempingowym kąpielisku (wysypanym nawet piaskiem) breja niesłychana. Aż strach tam wejść. Wrażenia dopełnia wspomniana wcześniej rafineria oddalona od kempingu o kilkaset metrów.

Widok gór © tranquilo

Pierwsze spojrzenie na morze. W głębi fragment Rijeki © tranquilo