Info

Suma podjazdów to 49245 metrów.
Więcej o mnie.

Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2013, Wrzesień5 - 0
- 2013, Sierpień8 - 0
- 2013, Lipiec9 - 0
- 2013, Czerwiec19 - 0
- 2013, Maj12 - 0
- 2013, Kwiecień4 - 0
- 2013, Marzec4 - 0
- 2013, Luty5 - 0
- 2013, Styczeń11 - 0
- 2012, Grudzień9 - 0
- 2012, Listopad13 - 25
- 2012, Październik7 - 0
- 2012, Wrzesień17 - 0
- 2012, Sierpień20 - 0
- 2012, Lipiec28 - 1
- 2012, Czerwiec26 - 1
- 2012, Maj26 - 1
- 2012, Kwiecień25 - 0
- 2012, Marzec15 - 1
- 2012, Luty5 - 2
- 2012, Styczeń12 - 1
- 2011, Grudzień17 - 0
- 2011, Listopad16 - 0
- 2011, Październik21 - 0
- 2011, Wrzesień23 - 0
- 2011, Sierpień23 - 0
- 2011, Lipiec23 - 0
- 2011, Czerwiec18 - 1
- 2011, Maj17 - 4
- 2011, Kwiecień14 - 1
- 2011, Marzec10 - 3
- 2011, Luty6 - 1
- 2011, Styczeń17 - 5
- 2010, Lipiec15 - 3
- DST 101.00km
- Sprzęt Rubble
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 10: Dugo Seo - Vukova Gorica
Niedziela, 25 lipca 2010 · dodano: 06.01.2011 | Komentarze 0
Bez dłuższego zatrzymywania się przejeżdżamy przez Zagrzeb i kierujemy się w stronę gór. Dzień mija nam bez większych atrakcji. Będąc już pod samą granicą ze Słowacją zaczynamy szukać miejsca na nocleg. Wystąpiła typowa sytuacja dla dwóch samców Alfa. Stoimy na rozwidleniu dróg: jeden chce jechać w lewo, drugi w prawo. Mamy pat. I wyszło nam to na dobro. Zaczęło się ściemniać więc nie było już sensu jechać dalej. Jesteśmy na zboczu i nijak nie ma gdzie rozbić namiotu. Schodzimy więc przez wzdłuż pól kukurydzy w stronę płynącej w dole rzeczki w nadziei na kawałek płaskiego. I tu cud. Trafiamy na miejsce niemalże magiczne. Było to jeden z naszych lepszych noclegów.Kanał Kupa, rzeki KupaK
© tranquiloNocleg w chorwackich górach
© tranquilo
- DST 112.00km
- Sprzęt Rubble
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 9: Berzence - Dugo Seo
Sobota, 24 lipca 2010 · dodano: 06.01.2011 | Komentarze 0
Ledwo wsiedliśmy na rowery a z góry lunęła na nas ściana wody. Schroniliśmy się pod miejscowym lumpexem, który prowadziła bardzo wesoła para. Jak się szczęśliwie okazało byli jednymi z nielicznych ludzi w tym kraju rozumiejących język angielski. Chwilę z nimi pogadaliśmy a na pożegnanie dostaliśmy od nich nożyk. Na pierwszy rzut oka plastikowy badziew jakim nie mało. Co nas zaskoczyło okazał się niezwykle ostry i ciął niemalże wszystko i był to nasz podstawowy nóż już do samego końca. Nie pozostaliśmy dłużni bo jak się potem okazało, nieświadomie zostawiłem u nich naszą jedyną pompkę (druga została w Warszawie). Zaraz po przekroczeniu granicy lekki niefart. Ni stąd ni z owąd zaczęła mi się wykręcać korba, a żeby było ciekawiej Szymonowi zaczęło uchodzić powietrze z koła. Przemęczyliśmy się tak z 50 Km. Dojechaliśmy do Vrbovca i zaczęliśmy szukać jakiegoś sklepu z częściami. Sobotnie popołudnie nie jest jednak najlepszą do tego porą. To co najbardziej zostaje w pamięci po takich wyprawach to ludzie. Ich chęć pomocy wręcz powala. Gdy dwójka chłopaków ze skupu butelek dowiedział się o naszych problemach jeden zaraz wskoczył w samochód i pojechał do domu po potrzebny sprzęt. Uporaliśmy się z naszymi problemami, pożartowaliśmy sobie trochę i ruszyliśmy dalej. Przy wyjeździe z miasta natrafiliśmy na centrum handlowe gdzie mogliśmy dokupić brakującą pompkę. Resztę dnia przejechaliśmy już bez większych przygód, nie licząc padającego non-stop deszczu. Nocleg wypadł nam w Dugo Seo. Na granicy
© tranquilo
- DST 83.00km
- Teren 12.00km
- Sprzęt Rubble
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 8: Balaton - Berzence
Piątek, 23 lipca 2010 · dodano: 06.01.2011 | Komentarze 0
To co może podobać się na Węgrzech to wsie. Praktycznie we wszystkich mijanych przez nas wioskach drogi i pobocza były zadbane a trawniki ogólnodostępne równo przystrzyżone. Ogólnie panuje tam porządek. Aczkolwiek już wewnątrz obejść nie zawsze jest wesoło. Mniej więcej w połowie drogi między Balatonem a granicą Chorwacką przeżywamy mały szok. W ciągu mijanych przez nas wsi wjeżdżamy nagle do jednej, zamieszkanej przez ludność romską. Pierwsze co się rzuca to ludzie, których wcześniej nie widywaliśmy. A tu przed każdym domem wystawiona kanapa na której siedzi cała rodzina, wzdłuż pobocza kursują dzieciaki z kanistrami na wodę do ustawionych co kilkadziesiąt metrów ręcznych pomp wodnych (tego też nie ma w innych wsiach). Co jakiś kawałek stała grupka mężczyzn dłubiących przy samochodach czy po prostu nic nie robiących. Nie widać też tego ogólnego zadbania. Ogólnie mało przyjemnie się tam czuliśmy i staraliśmy się jak najszybciej opuścić tą wieś. Tego dnia planowaliśmy nocować już po Chorwackiej stronie. Niezbyt trafny dobór skrótów, oraz fala pecha w postaci sześciu flaków w ciągu dwóch godzin spowodował, że dotarliśmy jedynie do Berzence leżącego przy samej granicy. Dodatkowo skończyła nam się woda i postanowiliśmy poszukać noclegu we wsi. Pomógł nam przy tym napotkany Węgier, który znalazł nam nocleg w dość rozsądnej cenie.Na węgierskim skrócie
© tranquiloDeszczowa integracja
© tranquilo
- DST 46.00km
- Sprzęt Rubble
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 7: Nad Balatonem
Czwartek, 22 lipca 2010 · dodano: 06.01.2011 | Komentarze 0
Następny dzień jest mocno rekreacyjny. Kręcimy się w okolicach jeziora a na obiad udajemy się do Kasztheley. Nocleg planujemy na wyśledzonym na mapie kempingu po drugiej stronie jeziora. Po dotarciu na miejsce okazuje się, ze trafiliśmy na kemping dla naturystów. A co nam tam, nocujemy. Trochę czasu jednak zajęło przyzwyczajenie się do mocno otyłych Niemców po sześćdziesiątce. Smaczku dodały też chmary komarów mutantów. Pierwszy raz w życiu widziałem taką inwazję. Leżymy w namiocie i pocimy się na potęgę. W środku jest chyba z 40 stopni a nie można odsunąć zamka nawet na centymetr by do środka nie wleciała chmara komarów.Nad Balatonem
© tranquilo
- DST 132.00km
- Sprzęt Rubble
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 6: Gyor - Balaton
Środa, 21 lipca 2010 · dodano: 06.01.2011 | Komentarze 0
Wspomnę może trochę o organizacji ruchu na Węgrzech. W większości dużych miast, bardzo często można spotkać się z zakazem jazy rowerem po ulicy. Aczkolwiek, bardzo często obok tego zakazu występują również ścieżki rowerowe. Niestety są one często jednokierunkowe, wąskie i kluczą między drzewami, latarniami. Jest to dość upierdliwe, szczególnie gdy traktuje się dane miasto tranzytowo. Niemniej można zaliczyć to na plus, nie każdy lubi jeździć ulicą. Na pierwszy rzut oka, wydaje mi się, że w Gyorze na jednego mieszkańca przypada o wiele więcej metrów ścieżki niż w jakimkolwiek polskim mieście.
Dzień wita nas ciepło i z każdą chwilą robi się coraz goręcej. W południe temperatura dochodzi do 36 stopni co przy bezchmurnym niebie i całkowitym bezruchu powietrza daje nieźle popalić. Jedziemy przez całkowicie wyludnione wioski. Samochodów też praktycznie nie ma więc jesteśmy niemalże jedynymi użytkownikami drogi. Zaduch jest tak ogromny, że odechciewa nam się jakichkolwiek przerw. Każde zatrzymania powoduje uderzenie fali gorąca a najmniejszy podjazd powoduje, że prawie się gotujemy. Niemniej udaje przejechać nam się tego dnia 130km i dotrzeć nad Balaton. Szymon grzebie przy rowerze
© tranquiloJakie lody jedzą węgrzy? Lody koral
© tranquilo
- DST 95.00km
- Sprzęt Rubble
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 5: Bratislava - Gyor
Wtorek, 20 lipca 2010 · dodano: 06.01.2011 | Komentarze 0
Wstajemy dość wcześnie. Mamy zamiar dojechać jeszcze togo dnia do Gyoru. Jedziemy wzdłuż Dunaju po Słowackiej stronie. Obiad planujemy zjeść w wyspie, na którą dostajemy się przez zaporę w Gabcikovie. Sama wyspa wita nas zapowiedzią tego co czeka nas na Węgrzech, a mianowicie komarami. Aż strach się zatrzymać. Po drugiej stronie wyspy znajdujemy bardzo przyjemny pubik, leżący nad samą wodą, gdzie zatrzymuje się sporo osób spływających Dunajem. Robimy sobie obiad a za ostatnie euro raczymy się Kofolą (rewelacyjne połączenie koli z piwem). Piękny widok na rzekę i rozleniwienie wynikające z pełnych żołądków, sprawia że nie spiesz nam się z wyruszeniem w dalszą drogę. Skutek tego jest taki, że żeby zdążyć do Gyoru przed nocą musimy ostro podpedałować.
- DST 75.00km
- Sprzęt Rubble
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 4: Hlohovec - Bratislava
Poniedziałek, 19 lipca 2010 · dodano: 06.01.2011 | Komentarze 0
Do Bratysławy mamy blisko, więc już wczesnym popołudniem kręcimy się po stolicy Słowacji. Jako, że mamy w planach zwiedzenie kilku pubów, postanowiliśmy zaszaleć i zanocować w ścisłym centrum. Udaje nam się znaleźć hostel położony 5 min pieszo od starówki, gdzie za bandyckie 14 euro planujemy spędzić noc. Jak głupio zrobiliśmy okazało się w momencie, kiedy próbując wyjść z pokoju zostałem z klamką w ręce (reszta, łącznie z bolcem wylądowała na korytarzu). Mina Szymona bezcenna, aż żal że nie zachowało nam się to zdjęcie. Po krótkiej chwili konsternacji zaczęliśmy działać, czytaj drzeć mordy. Jakoś nikt sie nami nie przejął więc postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce. Nie sądziłem, że otwieranie drzwi legitymacją studencką jest takie łatwe. Wieczór na starówce i zabójczo, jak na nasze krajowe warunki, niskie ceny znacząco poprawiły nam humor.
- DST 96.00km
- Sprzęt Rubble
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 3: Bojnice - Hlohovec
Niedziela, 18 lipca 2010 · dodano: 06.01.2011 | Komentarze 0
Jedziemy dalej. Wydostaliśmy się już z wysokich gór. Mo to w sobie taki plus, że pojawia się coraz więcej bocznych dróg, co pozwala nam odpocząć od ruchu samochodowego. Na nocleg obieramy sobie Hlohoviec, pierwsze większe miasto w równinnej części Słowacji. Udaje nam się załapać na nocleg w hotelu robotniczym „Ubytovna HC” za jedynie 3 euro od łóżka.Uff, wreszcie na górze.
© tranquilo
- DST 75.00km
- Sprzęt Rubble
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 2: Ratkowo - Bojnice
Sobota, 17 lipca 2010 · dodano: 06.01.2011 | Komentarze 0
Kolejny dzień praktycznie od samego rana wita nas blisko 30 stopniowym upałem, który w połączeniu z bezchmurnym niebem towarzyszy nam przez cały dzień. Gorąc w połączeniu z całkowitym bezruchem powietrza daje nam nieźle w kość. Doprowadziło to do tego, że na jednym z podjazdów, mało co się nie zagotowaliśmy. Życie ratuje nam przenośny prysznic w postaci wymiennej nakrętki od butelki PET typu 1,5 litra. Jak się potem okazało był to jeden z najprzydatniejszych „gadżetów” jakie z sobą zabraliśmy. Na nocleg rozbijamy się niedaleko Prievidzy, na wzgórzu wznoszącym się nad zamkiem w Bojnicach, który swoją drogą wygląda jak żywcem wyciągnięty z jakiejś bajki.Szymon i jego antena
© tranquilo
- DST 110.00km
- Sprzęt Rubble
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 1: Zakopane - Ratkowo
Piątek, 16 lipca 2010 · dodano: 06.01.2011 | Komentarze 1
Kto?:
Ja - Jakub
On - Szymon
Plan wyprawy był prosty: startujemy we dwójkę z Zakopanego i po dwóch tygodniach lądujemy w Rijece. Nie mieliśmy ściśle określonej trasy, która to rodziła się w trakcie jazdy.
Na kilka godzin przed wyjazdem z warszawy zdajemy sobie sprawę, że nie sprawdziliśmy namiotu. I całe nasze szczęście, że nam się o tym przypomniało! Okazało się, że pojechalibyśmy w trasę z namiotem bez stelażu (który jak się okazało został na drugim końcu kraju). Jeszcze nie wsiedliśmy na rowery a już są problemy. Kilka szybkich telefonów i mamy namiot zastępczy. Nie jest to szczyt naszych marzeń (antena satelitarna od Qechuy) lecz jak się później okazało, był niezwykle wygodny w transporcie. Wieczorem ładujemy się do pośpiecha i rano lądujemy w Zakopanem. Szybkie zakupy, szybki przegląd księgarni w poszukiwaniu mapy i około godz. 12 ruszamy w trasę. Jedziemy do Chochołowa, gdzie przekraczamy granicę. Robimy sobie przerwę obiadową u podnóża Zamku Orawskiego. Zamek wzniesiony jest na skale około 100m nad poziomem rzeki Orawy. Pierwszy dzień mieliśmy potraktować rozgrzewkowo ale jako że od samej granicy jedziemy non-stop z górki, do noclegu który wypadł nam w Ratkovie u podnóży Parku Narodowego Małej Fatry, robimy blisko 110 km. Żeby było ciekawiej nocujemy w pobliżu wsi... Rieka.Na peronie w Zakopanem
© tranquilo